No i jestesmy juz z powrotem w cywilizowanym swiecie gdzie istnieja bankomaty, internet, telefonia komorkowa oraz mozna wymieniac waluty inne niz dolar i kyat (czyt. dzet). Siedzimy na wyspie Ko Samui na poludniu Tajlandii gdzie plaze piekne, bungalowy tanie no i jedzenie pyszne jest.
Jeszcze 24h temu bylismy w Rangoon stolicy Birmy gdzie nagle okazalo sie ze brakuje nam kilkunastu $ na bilet samolotowy (nie ma bankomatow) i musielismy sie ratowac dzialajacym na szczescie Internetem i kupic bilet karta kredytowa. Szczesliwie jednak Internet w stolicy kraju zadzialal.
Birma to troche dziwny kraj, opuszczony i zapomniany przez swiat zewnetrzny, pomost miedzy Indiami i Indochinami. Od lat dyktatura czyli mafia wojskowych trzyma rzady, kraj jest praktycznie odciety od swiata - nie liczac przemytu opium, kamieni szlachetnych, handlu z Chinami oraz malego strumyczka ciekawskich przybyszow z plecaczkami. W porownaniu z innymi krajami Azji wyrozniaja sie naprawde mili ludzie ktorzy nie wiedza co to napiwek i kilka razy biegli za nami na ulicy odnoszac nam pozostawione w knajpach rzeczy, przy calym ubostwie. Birma wyglada o wiele czysciej od Indii, chyba buddysci bardziej dbaja o wyglad ulic i budynkow. Niesamowita jest liczba swiatyn i mnichow - podobno wiekszosc meskiej czesci populacji przez jakis okres prowadzi zycie mnisie. Jest badzo duzo szkol przyklasztornych. Zapewne buddyzm powoduje ze sa pogodni ale i nie potrafia jakos wyzwolic sie spod panowania rzadow ktore jak powiedzial nam taksowkarz w Rangoon, popiera moze 5-10% spoleczenstwa - zapwne bogacze w samej stolicy. Kraj jest podzielony na stany podobnie jak Indiie, ludzie mowia w nich roznymi jezykami i generalnie sa przeciwko rzadom centralnym. Stad dla turysty dostepne sa tylko niektore obszary, na innych tocza sie czasami potyczki z wojskami rzadowymi.
Jesli chodzi o widoczna propagande rzadowa, to dla nas byla prawie niedostrzegalna. Kilka smiesznych tablic z napisami po angielsku "All respect - all suspect", "All external and internal forces must be crushed", "Towards modernized nation". Nie mam niestety ich zdjec i bardzo tego zaluje. Z zabawnych ciekawostek - Coca Cola jest nawet w Birmie, ale McDonalda nie ma :). Jeszcze nie tak dawno zdaje sie w obiegu byly banknoty o nominalach 15, 45, 75, 90. Jak oni je uzywali, nie mam pojecia. Inflacja galopuje, wiec wszystkie transakcje powyzej obiadu lub taksowki sa przeprowadzane w dolarach. Niestety, w turystycznych miejscowosciach zauwazylismy pewne tendencje do naciagania i cen z sufitu, co niemilo przypomnialo mi Indie.
Co do jedzenia, to Birma blizsza jest Indiom niz Tajlandii (niestety). Z niewiadomego powodu nie moglismy kupic napojow i owocow ktorych obok w Tajlandii jest zatrzesienie.
Podsumowujac nasz pobyt - kraj ciekawy ale nie az tak zebysmy chcieli w nim zamieszkac :). Moze kiedys jak sie otworzy na swiat i wiecej terenow bedzie dostepne do zwiedzania. Na razie spory plus za milych ludzi i Mandalay - przyjemne miasto na polnocy, ktore troche poznalismy jezdzac na rowerach.
Zdjecia postaram sie wkleic w najblizszym czasie. Obecnie natomiast zazywamy zasluzonego odpoczynku na pieknej wysepce.
sobota, 29 lipca 2006
środa, 19 lipca 2006
Chiang Mai - trekking




Czesc trasy pokonalismy na grzbiecie tych oto zwierzatek. Sa bardzo sympatyczne, skorzaste i zieja traba jak duzy odkurzacz. Jak widac po naszych minach bardzo nam to odpowiada i rozwazamy mozliwosc sprawienia sobie slonika do jazdy po Warszawie.
poniedziałek, 17 lipca 2006
Chiang Mai - kolejna porcja zdjec
sobota, 15 lipca 2006
piątek, 14 lipca 2006
Bangkok 2
Dzis pozno wstalismy, ale zdazylismy zwiedzic obowiazkowe swiatynie, roayal palace, znowu chinatown i na koncu obowiazkowa dzielnice erotyczna (mamy fajne zdjecia z golizna!). Bangkok jest super, ale chyba jutro wyruszymy dalej do starej stolicy z ruinkami. Pogoda wspaniala, czyli skwar choc po krotkiej ulewie wieczorem bylo chwilke przyjemniej. Raczymy sie sokami i owocami z roznych smierdzacych i dziwacznych owocow, a Iza zastanawia sie nadal czy owazyc sie i sprobowac smazonego chrabaszcza albo pasikonika.
czwartek, 13 lipca 2006
Bangkok
No i juz po krotkiej podrozy, urozmaiconej malym opoznieniem w Kijowie i malowniczymi burzami nad Himalajami dotarlismy do stolicy Tajow. Ogolnie Aerosvit byl w porzadku, mniej wiecej na poziomie Lot-u.
Jest przyjemnie, choc rzeczywiscie wilgoc oblepia nas juz w chwile po wyjsciu z klimatyzowanego pokoju. Poza tym - Bangkok to stary znajomy, tylko dzielnica turystyczna rozrosla sie o kilka kolejnych ulic. Na razie zdazylismy jedynie odbyc pare spacerow, m.in. do chinskiej dzielnicy, gdzie raczylismy sie kulinarnymi smakolykami z ulkicznych knajpek, nieomal duszac sie po tym jak Iza przekonala kelnera ze chcemy wszystko ostro przyprawione. Jutro przystapimy energicznie do wlasciwego programu zwiedzania.
Pozdrowionka.
Jest przyjemnie, choc rzeczywiscie wilgoc oblepia nas juz w chwile po wyjsciu z klimatyzowanego pokoju. Poza tym - Bangkok to stary znajomy, tylko dzielnica turystyczna rozrosla sie o kilka kolejnych ulic. Na razie zdazylismy jedynie odbyc pare spacerow, m.in. do chinskiej dzielnicy, gdzie raczylismy sie kulinarnymi smakolykami z ulkicznych knajpek, nieomal duszac sie po tym jak Iza przekonala kelnera ze chcemy wszystko ostro przyprawione. Jutro przystapimy energicznie do wlasciwego programu zwiedzania.
Pozdrowionka.
sobota, 8 lipca 2006
Obżarstwo X-lecia
niedziela, 2 lipca 2006
Karaoke



Ooki koe de :)








Subskrybuj:
Posty (Atom)