niedziela, 30 grudnia 2007
poniedziałek, 19 listopada 2007
Parę miesięcy minęło
Jakoś dawno nic nie umieszczałem, więc garść zdjęć - od sierpnia do listopada 2007:
Sarenki uciekają na nasz widok - listopad 2007, Warszewo.
..po czym pokazują nam tyłki.
Jakaś żmija warszewska.
Moje kochanie na ambonie - Warszewo w listopadzie.
Zalesie Górne - regaty kajakarskie - Anioły vs. Czaty! (Zdjęcie: Makaron). Sierpień.
Szczecin, Tall Ships' Races
Szczecin, Tall Ships' Races
Szczecin, Tall Ships' Races
wtorek, 10 lipca 2007
Przed powrotem do HongKongu
To wlasciwie przedostatni dzien wycieczki. Jutro skok samolotem do Shenzhen, promem do HongKongu i pojutrze rano lot przez Helsinki do Warszawy.
Wyskoczylismy dzisiaj jeszcze na niedaleka gore Emei Shan (3000m), ladny teren z klasztorami, ale nie starczylo nam czasu zeby na nia wjechac, wiec zrobilismy tylko maly spacer przebijajac sie przez tlumy chinskich turystow (zdjecia pozniej). Swoja droga to przerazajace, kazde bardziej znane miejsce w Chinach jest oblezone przez malych ludzikow, trzeba sie przez nich ciagle przebijac (mam juz praktyke). Z denerwujacych nawykow to niestety charcza i pluja jeszcze gorzej od hindusow, tudziez dra sie przez komorki ktore wszyscy z duma obnosza.
Ale za to drogi maja swietne i pociagi punktualne. Przetestowalismy dzisiaj rowniez dla odmiany McDonalda ktory jak zwykle nie zawiodl - frytki sa identyczne :).
Oprocz tego - kulinarnie nie wszystko na 100% nam sie udalo, bo chinczycy nie maja w zwyczaju jak w Tajlandii posiadac angielskie menu. Z reguly bierze sie cos na chybil trafil lub pokazujac paluchem na talerz innych osob w knajpie.
Cenowo Chiny maja te przykra ceche ze oplaty za wstepy wydaja sie rosnac - np. za wejscie na teren gory Emei placi sie prawie 20$/osoby. Niby nie tak duzo, ale w momencie gdy placi sie praktycznie wszedzie...
Podsumowujac, to z Chin oczywiscie najbardziej podobal nam sie Tybet :). Pewnie warto sie tu jeszcze wybrac, do prowincji na rubiezach zachodnich (Xinjinag) lub poludniowych (Yunnan). Tymczasem jednak po dzisiejszym marszu po gorze w 35 stopniach i wilgotnosci 100%, nastepna
wyprawa chyba bedzie albo w jakies wyzsze tereny (Nepal?) albo polnocne regiony globu... Mozna by oczywiscie rozwazyc kiedys takze inna pore roku... chyba sie starzejemy :)
Domek na zboczu Emei Shan.
Widoczek z Emei Shan.
HongKong za dnia - dzikie tlumy na ulicach.
I HongKong noca.
Wyskoczylismy dzisiaj jeszcze na niedaleka gore Emei Shan (3000m), ladny teren z klasztorami, ale nie starczylo nam czasu zeby na nia wjechac, wiec zrobilismy tylko maly spacer przebijajac sie przez tlumy chinskich turystow (zdjecia pozniej). Swoja droga to przerazajace, kazde bardziej znane miejsce w Chinach jest oblezone przez malych ludzikow, trzeba sie przez nich ciagle przebijac (mam juz praktyke). Z denerwujacych nawykow to niestety charcza i pluja jeszcze gorzej od hindusow, tudziez dra sie przez komorki ktore wszyscy z duma obnosza.
Ale za to drogi maja swietne i pociagi punktualne. Przetestowalismy dzisiaj rowniez dla odmiany McDonalda ktory jak zwykle nie zawiodl - frytki sa identyczne :).
Oprocz tego - kulinarnie nie wszystko na 100% nam sie udalo, bo chinczycy nie maja w zwyczaju jak w Tajlandii posiadac angielskie menu. Z reguly bierze sie cos na chybil trafil lub pokazujac paluchem na talerz innych osob w knajpie.
Cenowo Chiny maja te przykra ceche ze oplaty za wstepy wydaja sie rosnac - np. za wejscie na teren gory Emei placi sie prawie 20$/osoby. Niby nie tak duzo, ale w momencie gdy placi sie praktycznie wszedzie...
Podsumowujac, to z Chin oczywiscie najbardziej podobal nam sie Tybet :). Pewnie warto sie tu jeszcze wybrac, do prowincji na rubiezach zachodnich (Xinjinag) lub poludniowych (Yunnan). Tymczasem jednak po dzisiejszym marszu po gorze w 35 stopniach i wilgotnosci 100%, nastepna
wyprawa chyba bedzie albo w jakies wyzsze tereny (Nepal?) albo polnocne regiony globu... Mozna by oczywiscie rozwazyc kiedys takze inna pore roku... chyba sie starzejemy :)
poniedziałek, 9 lipca 2007
Panda w operze
Dzis rano wybralismy sie do ogrodu z pandami, chinskimi maskotkami narodowymi.
Generalnie przypominaja pacjentow przybytku dla osob zniedoleznialych.
Panda caly dzien przebywa mniej wiecej w takiej pozycji, lub lezac brzuchem w dol.
To jeden z nielicznych momentow aktywnosci pandy.
Tutaj widac jak dalece panda ma wszystko w nosie.
A to o wiele bardziej ruchliwa, ale jednak z racji mniej pociesznego wygladu nie tak popularna panda czerwona.
Wieczor spedzilismy na spektaklu opery syczuanskiej ktora jest niesamowitym miksem sztuczek cyrkowych, magicznych, ziania ogniem, spiewu, tanca, lalek i bog wie czego jeszcze. Bardzo fajne.


Generalnie przypominaja pacjentow przybytku dla osob zniedoleznialych.
Wieczor spedzilismy na spektaklu opery syczuanskiej ktora jest niesamowitym miksem sztuczek cyrkowych, magicznych, ziania ogniem, spiewu, tanca, lalek i bog wie czego jeszcze. Bardzo fajne.
niedziela, 8 lipca 2007
Powrot z Tybetu
I tak oto trzeba bylo sie porzegnac z piekna kraina. Wsiedlismy do pociagu ktory przez upojne 48h powiozl nas przez pustkowia tybetu i gory Syczuanu z powrotem do Chengdu.
W Chengdu postanowilismy pojechac obejrzec oslawionego wielkiego Budde (jakies 70 m) i
po krotkim odpoczynku wsiedlismy w autobus, obejrzelismy, spocilismy sie i zrobilismy kilka zdjec. Jutro w ramach relaksu jedziemy ogladac tutejsza atrakcje czyli pandy.

Nasi towarzysze podrozy w kuszetce.
Widoki za oknem - Tybet.
Kolejny widoczek...
A tu juz widok przed dworcem kolejowym w Chengdu.
Wielki Budda oraz jeszcze wieksza kolejka chinskich turystow
Sciezka w poblizu wielkiego Buddy.
W Chengdu postanowilismy pojechac obejrzec oslawionego wielkiego Budde (jakies 70 m) i
po krotkim odpoczynku wsiedlismy w autobus, obejrzelismy, spocilismy sie i zrobilismy kilka zdjec. Jutro w ramach relaksu jedziemy ogladac tutejsza atrakcje czyli pandy.

Nasi towarzysze podrozy w kuszetce.
Widoki za oknem - Tybet.

środa, 4 lipca 2007
Jezioro Namtso
Jezioro Namtso to najwyzej polozone jezioro na swiecie - jakies 4700m n.p.m.
Wybralismy sie tam z 2-dniowa wycieczka - kilka godzin jazdy z Lhasy i nocleg
w namiotach.
O ile w dzien pogoda dopisywala i wrecz slonce przypiekalo nawet przez wlosy na glowie,
to w nocy wichury, grad z deszczem i niska temperatura skutecznie nas przymrozily,
mimo grubej warstwy kocow.
Po ciezkiej nocy wybralismy sie na mala wspinaczke na skaly nad jeziorem.

Zdjecie powyzej nie bylo zrobione w studio filmowym.



W obozie mieszkancy obserwowali nas z nieufnoscia.
Na szczycie skaly samotny mnich ucieka przed turystami (nami).
Niestety, w drodze powrotnej zostalismy zaskoczeni przez tubylcow.

Ustawili sie w szyk bojowy na wzgorzach...
poniedziałek, 2 lipca 2007
Z wizyta u Matki Ziemi
Subskrybuj:
Posty (Atom)