sobota, 14 stycznia 2006

Bombaj

Ostatni dzien podrozy (po 24h w pociagu).
Czas na podsumowanie:

1. Jedzenie - dobre ale nie wszystko i nie wszedzie. Najlepsze na wybrzezach. Ocena - 4.
2. Ludzie - jezeli odliczyc wszystkich oszustow, naciagaczy, kretaczy, zebrakow i naganiaczy to ok. Jednak calkowita ocena 2.
3. Kobiety - 0 (zero). Niestety, hinduski sa przetrzymywane w domach i nie da sie ich zobaczyc (oprocz dzieci lub pomarszczonych upiorow) na wolnosci. Widzialem moze ze 2 ladne dziewczyny. Trudno w to uwierzyc, ale tak niestety jest.
Errata: w Bombaju jest jednak inaczej. Tutaj nawet cos wychodzi na ulice i bynajmniej nie straszy.
4. Transport - 4. To znaczy funkcjonuje i dociera na miejsce.
5. Wrazenia - 5-. Swiatynie rzeczywiscie mocne. Plaze slabe.
6. Napotkani podroznicy - 5.
Tu chcialbym wspomniec tylko dzielne koreanki z ktorymi w 8 (osiem) osob jechalem na motorikszy w celu obnizenia kosztow (zaoszczedzilismy ze 2 zl!), szwedow ktorzy zabrali mnie do taksowki mimo ze byli bliscy zmiazdzenia i mnostwo innych przyjaznych ludzi z ktorymi razem stawialem opor armii ONZ (Oszusci, Naganiacze, Zebracy)

Ogolne wrazenie - 4/4+. Obnizone gdyz niestety tlumy naciagaczy potrafia doprowadzic czlowieka na granice obledu.

Oczywiscie gdyby nie to ze bylem juz w Indochinach ocena bylaby wyzsza, ale rezerwuje sobie po prostu wyzsze stopnie na przyszlosc :)Krykiet w parku w Bombaju

czwartek, 12 stycznia 2006

Pushkar





Swiete jezioro otoczone skalistymi gorami, pelno swiatyn i oczywiscie starych hipisow oraz malp ktore setkami przesiaduja na dachach budynkow. To juz niestety moj ostatni przystanek przed Bombajem i lotem powrotnym :(.
Wieczorem bylo ciekawie bo dzieciaki wylegly na dachy o zachodzie slocna puszczac latawce. Tlum malp wyszedl zaciekawiony na budynki (skaczac nad ulica!!) i obserwowal widowisko. W tle ktos puscil tutejsze zaspiewy religijne z transowym bebnem. Ja w tym czasie siedzialem w knajpie na dachu popijac pyszny sok...

środa, 11 stycznia 2006

Fatehpur Sikri






Czyli niedaleko Agry - stare, opuszczone miasto-ruiny z meczetem. Bardzo przyjemne, oprocz natretnych "przewodnikow" ktorych nie mozna przepedzic (a nie chcialo mi sie machac noga ani piescia). Najpierw jest "No money, Guide for free, I'm student, volunteer", potem zbaczamy do sklepu z pamiatkami a na koniec gosciu ktory glownie petal sie i bredzil niezrozumiale oraz wpychal mi sie w kadr domaga sie zaplaty. Doslownie tylko resztki oglady powstrzymaly mnie przed poproszeniem go o przejscie na strone by wyrwac mu rytualnie serce :).
Poza tym - mnostwo koreanczykow (80% turystow) ktorzy zdaje sie maja tu tanie przeloty i smakuje im jedzenie. Nawet w niektorych restauracjach menu sa po koreansku, niech ich diabli :).

wtorek, 10 stycznia 2006

Taj Mahal





Krotki opis pracy backpackera -
1. Walka o bilet.
2. Zdobycie srodka transportu i podroz na miejsce bez utraty dobytku.
3. Ladowanie na obcym terenie.
4. Rozpoznanie terenu przy pomocy Ksiegi (Lonely Planet)
5. Unikajac ognia i pulapek przeciwnika (czyli naciagaczy, naganiaczy i oszustow),
z jak najmniejsza strata amunicji (czytaj rupii) przedostajemy sie w okolice celu.
6. Rozbicie obozowiska - czytaj rzut plecaka na ziemie i przemycie zakurzonej geby.
7. Bieg na upatrzone pozycje, pokonanie wartownikow przy bramie, kolejnych przewodnikow, naciagaczy i zebrakow.
8. Kontrolna broni (aparat).
9. W momencie dotarcia do celu, ocena czasu, pozycji slonca, kierunku cieni, kolejnosci i czestosci zmian obiektywow.
10. Ogien - optymalnie ok. 100 zdjec/h
11. Powrot do obozowiska, odpoczynek, relaks, prysznic, posilek.
12. Zdanie relacji bazie przy pomocy internetu.
13. Sen i przygotowanie mentalne do kolejnego dnia, gdzie patrz p.1.

Podsumowujac Taj Mahal, musze stwierdzic ze Zlota Swiatynia zrobila na mnie wieksze wrazenie atmosfera, choc architektonicznie Taj Mahal jest genialne. Tymczasem musze zaplanowac ostatnie 3 dni podrozy, tyle do zobaczenia, tak malo czasu a czasem trzeba sie wyspac poza pociagiem....

Dehli rankiem

Coz za cudowny poranek. Znowu Dehli po powrocie z Amritsar. Z ciekawostek moge powiedziec ze w Indiach zdarza sie spotkac milych ludzi, ktorzy w pociagu poczestuja miejscowa wodka :) I nie byla nawet zatruta. Za to jakie wesole przygody czekaja podroznika na dworcu w Dehli!
Tlum oszustow i kretaczy usilujacych wmowic biednemu turyscie ze jego pociag jest odwolany, gosc w falszywym mundurze podajacy sie za pracownika kolei ktory jednak dziwnym trafem zachwala transport autobusowy. Jeszcze tylko kolejka do okienka w ktorej techniki walki lokciem, wpychania reki przez okienko i rozpychania sie plecakiem nauczone w Polsce naprawde sie przydaly :). Ale ogolnie jest dobrze, poniewaz za 2h mam pociag do Agry gdzie zobacze Taj Mahal i bede poza Dehli, gdzie powietrze smierdzi tak ze juz pare kilometrow ponad miastem w samolocie mozna czuc.

poniedziałek, 9 stycznia 2006

Amritsar








I jak przewidzialem, stalo sie. Na liscie najgorszych noclegow wszechczasow
na pierwsze miejsce wyskoczyl dworzec w Dehli gdzie w temp. 0 stopni musialem
przetrwac 6 godzin, poniewaz o 3 spoznil sie moj pociag. Atmosfera dworcu byla
bardzo dziwna, nikt mnie nie rozumial, wszyscy byli jacys nieprzytomni i ogolnie bylo trudno :))
Tymczasem chcialbym podziekowac serdecznie moim wspoltowarzyszom podrozy z ktorymi dzielilem sie wszystkim - pokojem, lozkiem, klapkami, riksza, pieniedzmi, jedzeniem, chorobami (chyba) oraz oczywiscie zlymi i dobrymi humorami. Teraz pewnie jeszcze leca dookola swiata ale nie przedluzajac - dzieki.
Tymczasem mam 2,5h do pociagu z powrotem - bowiem przejachalem 16h zeby przez 1h ogladac Zlota Swiatynie. Szalenstwo, ale bylo tego calkowicie warte. Najdziwniejsze ze jestem w tej chyba jedynym europejczykiem w calym miescie i atmosfera calej swiatyni o zachodzie slonca byla naprawde mistyczna (a mnie nielatwo wzruszyc). Niestety zdjecia podegram dopiero jak bede mial dluzsza chwile a na razie musze sie odswiezyc i uzupelnic zapasy wody przed kolejna noca w pociagu :).

sobota, 7 stycznia 2006

Mamallapuram


Tancerka w czasie wystepu - miala pomalowane na czerwono tez stopy, ale mimo polowania nie udalo sie nam
z Makaronem ich uchwycic :)

Czyli ocean z drugiej strony wybrzeza - urocza miescinka, plaze, rybacy, chatki. Dzien relaksu, czyha wynajmiemy rowery i pojezdzimy po okolicy. No i jeszcze jest tu wlasnie festiwal tancow indyjskich. Mila odmiana po kolejnej nocy w autobusie, w czasie ktorej raczono nas bollywoodem z glosnoscia 200dB - chyba nie lubie juz hinduskich filmow.
Chwilowo musze leciec, ale za chwile pewnie do was wroce :)
A po poludniu - slodkie lenistwo, przejazdzka rowerami i na wieczor - tance indyjskie. Byly naprawde niezle, niestety na koniec lunal deszcz, ekipa muzykow musiala uciekac a za chwile wysiadl prad w miescie :) Ale i tak bylo zabawnie. Jutro (czyli dzisiaj bo pisze to w sobote rano), Aniolowie leca do USA a ja do Dehli gdzie znowu pewnie bede koczowal na dworcu o jakiejs ponurej godzinie :(. Pozdrawiam.

piątek, 6 stycznia 2006

Madurai




Czyli miasto z wielka swiatynia posrodku gdzie pokrecilismy sie troche. Kolejny dzien przespany w autobusie, cos nas pogryzlo w nocy, wszyscy kaszlemy...ogolnie jest dobrze :)
Swiatynia calkiem spora, mnostwo hindusow modlacych sie, smarujacych kreda bozkow, bijacych poklony i nawet - ciekawostka - rzucajacych z calej sily kokosem w sciane...dobrze ze nie w nas :). Pelno zebrakow ktorzy rzucaja sie juz nam troche na psychike..ciezko wytrzymac gdy kierowcy rikszy snuja sie za toba trujac bez przerwy "Taxi? Sir? Taxi? Where from?", z akompaniamentem zebrakow, sprzedawca piszczalek, bebnow i wszystkiego co nigdy nie bedzie ci potrzebne...
Dzis wieczor wskakujemy w pociag i uderzamy do malej nadmorskiej wioski, ktora mam nadzieje bedzie relaksem pod palma z sokiem w reku. Gdyz trzeba Wam wiedziec ze swiezy sok z pomaranczy i limonek bez wody i cukru jest napojem bogow. Szkoda tylko ze nie bylo wodki :)

czwartek, 5 stycznia 2006

Backwaters



Czyli tzw. kanaly po ktorych wozono nas lodka przez 7h. Ogolnie mial to byc piekniejsszy punkt podrozy, ale po kanalach w Sajgonie to juz oczywiscie nie to samo. Obiad na lisciach z bananowca, kapusta z wiorkami kokosowymi, piwo kokosowe i ogolnie wszystko z kokosa. Aha i jeszcze pokaz manufaktury lokalnej - produkcja lin z wlokien kokosowych i chyba wapnia z muszli. Fauny jakos niewiele - jakies rybki, samotny waz oraz kilka rodzajow ptaszysk. Ale na zdjeciach wyglada jak prawdziwa dzungla i tak to bede wszystkim sprzedawal :)

środa, 4 stycznia 2006

Kochi 2

Homary (smakowaly dziwnie, ale dobrze wygladaly)

Tancerz kathakali.
A teraz wieczor po obfitym zwiedzaniu, udalo mi sie dzisiaj zobaczyc na zywo delfina wyskakujacego w kanale nad wode. Oczywiscie aparatu nie zdazylem wyjac. Poza tym
snulismy sie po uliczkach fajnego miasteczka testujac kombinacje sokow ze swiezych limonek, ananasow, pomaranczy i innych dobroci natury. a na koniec homary zjedlismy po cenie obiadu w macdonaldzie :). no i bylismy na pokazie tancow/teatru lokalnego - dosyc ciekawe. Jutro splyw kanalami i potem ostra jazda dalej bo czasu aniolom zostalo niewiele :(

Kochi

Typowy widok w Indiach - śmietnik o poranku.

wtorek, 3 stycznia 2006

Ooty

Ścigamy się z Aniołem.

jestesmy w gorach w takiej dziurze Ooty ktora moze kiedys byla ladna ale
obecnie niewiele z angielskich czasow swietnosci zostalo. troche zwiedzamy chociaz musze stwierdzic sporo rzeczy jest przereklamowanych na poludniu indii.
wchodzisz do palacu maharadzy a tam rozsypujaca sie buda, ogrod botaniczny zalosny..
w sumie najfajniejsi sa ludzie, jedzenie i stosy malowniczych smieci :)))
dzis wieczor znowu sen w pociagu jedziemy do Kochi gdzie moze uda nam
sie poplywac lodkami po kanalach na zachodnim wybrzezu indii.
pozdrowionka dla wszystkich


poniedziałek, 2 stycznia 2006

Mysore

Śniadanie w Mysore na liściach bananowca
96000 żarówek 1x w tygodniu przez godzinę.

No i juz po nowym roku ktory wygladal w ten sposob ze w pociagu z hasped do bangalore o polnocy wznioslem toast butelka wody, jakis hindus przeszedl obok (wszyscy spali) i zyczyl mi wszystkiego dobrego. ale i tak bylo lepiej niz siedziec i czekac na 12 na jakiejs imprezie. teraz jestem w mysore gdzie jest palac maharadzy , wczoraj na chwile wlaczyli oswietlenie - 96000 zarowek jest powtykanych na scianach palacu jak z disneya i swieci przez godzine raz w tygodniu. plus orkiestra wojskowa i mnostwo hinduskich turystow. bardzo zabawne. zaraz wsiadamy do autobusu do Ooty - miejscowosc w gorach (2000m), mozna bedzie zrobic jakis trekking. ogolnie czuje sie juz zadomowiony, racze przysmakami z knajp i strzelam fotki wszystkiemu co sie rusza, a poniewaz makaron ma podobne obiektywy i gust wiec bedzie mnostwo takich samych zdjec do dreczenia znajomych :). zdjec tu na razie nie umieszcze bo czasu troche za malo i problem zawsze z czytnikiem cd. czeka nas 4h podrozy autobusem - czyli na czas europejski, okolo 6h. jesli autobus sie nie bedzie psul. w drodze do ruin hampi (ok 250km) jechalismy przez chyba 12-13h - hindusi naprawiali autobus w trakcie jazdy, grzebiac w bebechach. bylo cudownie :).
a wlasciwie to miedzy mysore a goa - teraz widze ze nie dalem zadnego posta - bylismy w ruinkach Hampi. Calkiem spore porozrzucane na przestrzeni ladnych paru kilometrow budowle na wzgorzach z dziwnych kamieni na srodku niziny. ciekawy klimat, wszyscy wyluzowani. tak wlasnie sobie uswiadomilem ze wczoraj po raz pierwszy od 2 dni nie spalem w autobusie lub pociagu, tylko w normalnym lozku. to znaczy na materacu na podlodze hotelu, ale jednak cudowne to bylo. pozdr.