piątek, 6 stycznia 2006

Madurai




Czyli miasto z wielka swiatynia posrodku gdzie pokrecilismy sie troche. Kolejny dzien przespany w autobusie, cos nas pogryzlo w nocy, wszyscy kaszlemy...ogolnie jest dobrze :)
Swiatynia calkiem spora, mnostwo hindusow modlacych sie, smarujacych kreda bozkow, bijacych poklony i nawet - ciekawostka - rzucajacych z calej sily kokosem w sciane...dobrze ze nie w nas :). Pelno zebrakow ktorzy rzucaja sie juz nam troche na psychike..ciezko wytrzymac gdy kierowcy rikszy snuja sie za toba trujac bez przerwy "Taxi? Sir? Taxi? Where from?", z akompaniamentem zebrakow, sprzedawca piszczalek, bebnow i wszystkiego co nigdy nie bedzie ci potrzebne...
Dzis wieczor wskakujemy w pociag i uderzamy do malej nadmorskiej wioski, ktora mam nadzieje bedzie relaksem pod palma z sokiem w reku. Gdyz trzeba Wam wiedziec ze swiezy sok z pomaranczy i limonek bez wody i cukru jest napojem bogow. Szkoda tylko ze nie bylo wodki :)

Brak komentarzy: